Z okazji Dnia Kobiet opublikowano na FB raport w formie albumu Czego pragną kolarki – nie tylko na Dzień Kobiet? 2016. Życzenia były przeróżne – nowe, lepsze maszyny; wyrozumiali partnerzy; ubrania rowerowe, które pozwalają wyrazić nasze kolorowe osobowości; więcej koleżanek z bakcylem; mniejszy szok społeczeństwa na widok kobiety wycinającej na rowerze.
Gdy bardziej się wczytać we wpisy, łączy je jedno: każda kobieta chce spokojnie realizować się w swojej pasji. Potrzebuje do tego przede wszystkim wsparcia bliskich, ale też trochę większej akceptacji społecznej. Wydaje się to dość logiczne. Właściwie można by było podmienić kobieta na mężczyzna i też powinno działać, prawda? W praktyce jednak nie do końca tak to wychodzi, przynajmniej jeśli chodzi o ogólny odbiór rowerzystów przez społeczeństwo.
Prosta sytuacja – Szklarska Poręba, szkolenia średnio zaawansowane enduro, stoimy z uczestnikami przed stromym zjazdem. Jest dwóch prowadzących (ja i Michał) i ośmiu uczestników płci męskiej. Obok przechodzi grupa turystów, patrzą na nas i pytają “To Panowie będą po tym zjeżdżać? – Szaleństwo!”. Standard. Ale potem zauważają mnie, oczy robią się im jak 5 zł “A Pani też?!”. Uśmiecham się tylko i mówię, że tak. Jeden z uczestników poprawia “A właściwie ta Pani nas uczy jak po tym zjeżdżać.”. Turyści byli w szoku.
Niestety w naszym społeczeństwo tkwią głęboko odruchy człowieka z epoki kamienia łupanego. Kobiety mają sprzątać jaskinię, podczas gdy facet ryzykuje życiem polując na obiad. Owszem, chronienie matek miało sens, gdy jedzenie mogło cię zjeść. W momencie gdy leży ono grzecznie na półkach w markecie, zakładanie że kobieta powinna mieć określone zainteresowania jest całkowicie bez sensu. Każdy jest inny i ograniczanie mu możliwości wyboru sprawia, że nie osiąga pełnego potencjału.
To trochę jak kupowanie dziewczynkom lalek, a chłopcom samochodzików. Albo jeszcze lepiej – zestawów mała kucharka i mały majster. Ja tam najchętniej w dzieciństwie bawiłam się klockami LEGO, klockami drewnianymi, budowałam misiom slalomy i je woziłam resorakami. Jako młoda nastolatka chciałam sobie sama powiesić obrazki w pokoju. Gwoździe miałam, ale wszystkie młotki ojca były dla mnie za ciężkie – dla bezpieczeństwa chciałam najpierw spróbować czymś lżejszym. Niedługo potem mój dziadek znalazł taki młoteczek, ale odłożył go dla mojego 7-letniego brata. Spytałam czy zamiast tego nie może go przekazać mnie, bo jestem wystarczająco duża i akurat mi się przyda. Dowiedziałam się, że jako dziewczynka nie powinnam go chcieć. Oczywiście, brat nigdy młoteczka nie użył. Na początku nie miał do czego, a potem spokojnie radził sobie zwykłym.
Już wtedy nie potrafiłam tego zrozumieć – nie powinnam chcieć samodzielnie czegoś zrobić, bo to zajęcie nie dla kobiet? Mam niby prosić o pomoc jakiegoś faceta? I czemu jakaś czynność ma być tylko dla mężczyzn albo tylko kobiet, jeśli nie ma do tego żadnych fizycznych przesłanek? Taka filozofia prowadzi do skrzywiania psychiki!
Oglądałam na TED-zie świetną prezentację o równouprawnieniu (Michael Kimmel “Why gender equality is good for everyone – men included”). Gorąco polecam, Michael Kimmel zwraca tam uwagę na kilka fascynujących zjawisk. Najbardziej mi utkwiła w pamięci opowieść o grupie, w której był na studiach. Co tydzień analizowali feministyczne teksty – on i jeszcze 11 koleżanek. Na jednym ze spotkań zaczął się przysłuchiwać rozmowie dwóch dziewczyn – czarnej i białej. Biała postawiła tezę, że wszystkie kobiety na całym świecie muszą się zmagać z tymi samymi problemami jeśli chodzi o równouprawnienie. Czarna odpowiedziała, że nie jest tego taka pewna, po czym zapytała co ta druga widzi co rano w lustrze. “Kobietę.”. “No widzisz, bo ja widzę czarną kobietę. Dla ciebie rasa jest niewidoczna, bo twoja nie jest dyskryminowana.” Przywilej jest niewidoczny dla tych, którzy go mają. Michael wtedy pomyślał o nie – kiedy ja wstaję i patrzę w lustro, widzę człowieka.
Co to w skrócie oznacza? Że każdy definiuje się przez pryzmat czynników, które ograniczają jego swobodę wyboru w społeczeństwie. Jakie są tego konsekwencje? Osoba nie będąca białym mężczyznom postrzega się jako ktoś drugiej kategorii, z góry zakłada że coś (lub ktoś) go ogranicza. Takie myślenie dotyka ją później na wielu płaszczyznach życia, w tym próbowania nowych rzeczy.
Za każdym razem się myśli, czy to jest zajęcie kobiece czy męskie. Weźmy na przykład jazdę na rowerze. Teoretycznie rower nie powstał tylko dla mężczyzn, ale w praktyce kolarstwo górskie jest przez nich zdominowane. Jak zaczynałam jeździć to niby mi nikt nie bronił. Ale jeden z kolegów zaczął mnie ostrzegać żebym nie jeździła za dużo. W jakim sensie? Że mogę jeździć po bułki do sklepu albo w ramach odchudzania, a jak będę jeździć dużo, to co? Będę za silna? Za bardzo umięśniona? Dopóki ja się czuję dobrze ze swoim ciałem i sprawia mi to frajdę, to nie twoja sprawa! Ale to zostaje później gdzieś z tyłu głowy – to nie dla ciebie, nie przesadzaj.
Kolejnym stereotypem jest stwierdzenie, że faceci jeżdżą szybciej i lepiej. Po pierwsze, szybciej nie zawsze znaczy lepiej; po drugie po prostu zazwyczaj jeżdżą dłużej. Fakt, nawet większość zawodowych kolarek nie dogania swoich kolegów z teamów. Ale nie jest to niemożliwe, jak przez długie lata udowadniała Anne Caroline Chausson. Wystarczy po prostu mieć odpowiednie nastawienie i dużo trenować.
Zazwyczaj przeciętny mężczyzna radzi sobie lepiej na rowerze niż przeciętna kobieta, bo więcej czasu w dzieciństwie spędzał na rowerze. Gdy małe dziewczynki bawiły się lalkami w dom, chłopcy zdzierali kolana na BMXie. I stąd oni teraz potrafią skakać z dropów, a dziewczyny muszą najpierw trochę poćwiczyć. Ale jest to jak najbardziej w ich zasięgu – włożony wysiłek będzie ten sam, po prostu zaczynają w innym punkcie życia.
Z tego wynika kolejny problem – mniej wyjeżdżone, kobiety martwią się na zapas. Sama mam z tym problem, zbytnio analizuję każdą sekcję zamiast się wyluzować. Podejrzewam że matki mają z tym jeszcze większy problem – bo dodatkowo myślą, że jak coś sobie uszkodzą, to dom im się zawali, dzieci umrą z głodu, a ich partner będzie patrzył na to bezradnie z boku. Panie! Spokojnie! Mamy XXI wiek! Facet może się zająć dziećmi, a wy możecie poszaleć na singlach!
Po prostu róbcie to, co daje wam szczęście. Jeśli akurat jest to gotowanie i sukienki, spoko. Jeśli jest to paintball, bojówki i buty szturmowe, też super. A jeśli to jest rower, sukienka i buty szturmowe, to też git. Im różnorodniej, tym ciekawiej. Pamiętajcie tylko, żeby we wszystko wkładać pasję i pracę. Rower, jak każdy inny sport wymaga ćwiczeń, od stania w garażu nie zacznie skakać z dropów. Zapomnijcie o wszystkim innym, skupcie się na wykonywanym zadaniu. Jak nie będziecie pamiętać, że coś was ogranicza, to przestanie was to ograniczać.
Mówię tu zarówno do pań jak i do panów. Skupcie się na sobie i pokonywaniu słabości swojego ciała, a nie patrzcie co robią wszyscy dookoła. Przestańcie o sobie myśleć przez pryzmat płci i tego co społeczeństwo od tej płci oczekuje. Jest kilka sposobów myślenia, które powinny być na rowerze zabronione. Pierwszy – “No dobra, on tą sekcję zjechał, ale to facet” albo “Ja to zjadę wolniej, bo nie jestem facetem”. Drugi – „Ja to ledwo zjechałem, to ona tego napewno nie przejedzie”. I mój ulubiony – świat się zawalił, bo “Baba mnie objechała!”. Drogie panie, jak nie spróbujecie, to faktycznie nigdy tego nie zjedziecie! Drodzy panowie, jak trenujecie tylko z piwkiem w ręku przed telewizorem, to nie dziwcie się, że was objeżdża ktoś kto jeździ codziennie! Sprawa jest prosta – im więcej pracujesz nad techniką i kondycją, tym więcej zjedziesz/przejedziesz. Płeć nie ma tu nic do rzeczy.
I nie mówcie, że to jest niemożliwe, bo jest. Znalazłam kraj, w którym nie czułam się jak dziewczyna na rowerze tylko po prostu osoba na rowerze. Paradoksalnie na Bliskim Wschodzie – w Izraelu. Płcie może nie zatarły się całkowicie, miejscowi dalej pomagali mi włożyć rower do autobusu. Ale już na trasie każdy po prostu zobaczył jakim inni jadą tempem i nikt nie robił jakiś głupot, gdy zjechałam coś trudnego.
Jakie jest więc moje marzenie? Żeby inni zaakceptowali prawo kobiet do wyboru swoich pasji. Nawet jeśli nasze wybory będą się im wydawać bardzo hardcore. O gustach się nie dyskutuje. Oraz żeby rowerzyści zaczęli patrzyć na dziewczyny na rowerze przez pryzmat ich umiejętności, a nie przez pryzmat płci. Dzięki temu dziewczyny przestaną kwestionować swoje możliwości, a faceci przestaną próbować na siłę próbować sekcji powyżej ich możliwości tylko dlatego, że ich koleżanka to przejechała. I wszystkim będzie się jeździło przyjemniej.