Ktoś mógłby powiedzieć: “Panie, zimą to się na nartach jeździ, a nie na rowerze”. Ale co jeśli rower ma oponę ponad dwa razy szerszą niż standardowa i nawet przez kopny śnieg idzie jak burza? Fatbike’i, bo o takich właśnie rowerach mówimy, zyskują coraz większą popularność na świecie, jak również w Polsce. Pod koniec lutego postanowiliśmy sprawdzić jak jeździ się na tego typu wynalazkach. Ale od początku. Pomysł grubej, zimowej wyprawy w Góry Izerskie kiełkował w naszych głowach już od jakiegoś czasu. Okoliczne tereny każdy pewnie zna już na pamięć, ale jazda zimą to zupełnie inny klimat. Na początku mieliśmy po prostu wypożyczyć sobie kilka rowerów i w małej grupce wyruszyć na wyprawę, stwierdziliśmy jednak, że im nas więcej tym lepsza i ciekawsza będzie cała wycieczka, więc wrzuciliśmy informacje o zapisach na stronę Pomba.pl oraz nasz profil FB. To co się stało później zupełnie przerosło nasze oczekiwania, 20 miejsc rozeszło się w 1 dzień, jak świeże bułeczki. Chętnych było więcej, ale niestety ilość rowerów była ograniczona. No i w końcu nadszedł TEN dzień.
Spotkaliśmy się na parkingu w okolicach kolei gondolowej, nie obyło się bez małego opóźnienia, ale szybka akcja z dopasowaniem rowerów pozwoliła nam wyruszyć ok. 10:30. Pierwszy podjazd, czyli wspinaczka na Stóg Izerski był sprawdzianem, czy ktoś się przez sezon zimowy nie obijał. Wszystko poszło sprawnie i już około 12:00 byliśmy na szczycie. Było co prawda zimno, ale widok jaki nas tam zastał był po prostu cudny: czyste niebo, słoneczko i genialna widoczność. A propos pogody, dokładnie tydzień przed wycieczką zaczął w Świeradowie padać, a raczej lać deszcz. Z niepokojem obserwowaliśmy jak z dnia na dzień śnieg znikał w oczach i ze strachem patrzyliśmy na prognozy pogody. Ustaliliśmy jednak z naszym znajomym Duchem Gór, że na weekend ma być śnieg, a ten jak zwykle wywiązał się z umowy i w nocy przed wyjazdem dosypało 20 cm świeżutkiego puchu, idealnego pod grube opony.
Po krótkim odpoczynku i zrzuceniu szpeju w schronisku, ruszyliśmy dalej, w stronę Czech, aby po krótkim zjeździe do Łącznika i kolejnym podjeździe na Smreka móc delektować się widokami z wieży widokowej. Stamtąd wróciliśmy na Łącznik i udaliśmy się drogą telefoniczną na Polanę Izerską i dalej do Chatki Górzystów, w której na obiad większość z nas wybrała pyszne naleśniki. Po ciężkim powrocie na Polanę Izerską postanowiliśmy się tam rozdzielić, część wróciła na Stóg Izerski przez Łącznik, a część zjechała niebieskim szlakiem do Świeradowa i stamtąd gondolką dostała się na szczyt. Rowery spisywały się rewelacyjnie, zapewniały świetną trakcję na świeżym śniegu i dawały dużo przyjemności z jazdy. Co najważniejsze, było czuć, że na zwykłym rowerze pewne odcinki byłyby zupełnie nieprzejezdne. Po męczącym dniu przyszedł czas na kolację i długie pogaduchy przy złocistym płynie w głównej sali schroniska.
Drugi dzień powitał nas chmurami i zimnym wiatrem, choć pogoda nie rozpieszczała to warunki do jazdy wciąż były świetne. Z samego rana, grupka ochotników wyskoczyła na zjazd czerwonym szlakiem ze zboczy Stogu Izerskiego w kierunku Świeradowa-Zdroju. Ten klasyk wśród świeradowskich zjazdów nabrał zupełnie nowego charakteru i dawał wielką frajdę, aż do samego końca. Do schroniska błyskawicznie wróciliśmy koleją gondolową. Po śniadaniu i spakowaniu rzeczy wyruszyliśmy znanym trawersem na Polanę Izerską, lekko go po drodze modyfikując. I tu czekał nas pierwszy tego dnia zjazd. Łagodnie opadająca, lekko wydeptana droga sprawiła, że wszyscy dorobili się banana na twarzy i morale poszybowało w górę. Ale to nie był koniec. Kolejny zjazd, po dziewiczym puchu czekał na nas tuż za Polaną Izerską. Pomimo kilku gleb i OTB-ków wszyscy bawili się świetnie, w końcu upaść w tak miękki puszek to sama przyjemność! Chwilę po zjeździe zjawiliśmy się ponownie na Hali Izerskiej i to co się tu stało było piękne, każdy wybrał swoją własną drogę w stronę Chatki Górzystów, niekoniecznie najkrótszą, a raczej najbardziej zakręconą. Widok 20 fatów, z których każdy jechał inną trasą na surowej i pokryte śniegiem Hali robił wrażenie. Na obiad znów większość zjadła naleśnika, ale również żurek cieszył się dużym wzięciem. Po dłuższej przerwie ruszyliśmy w górę, w stronę Kopalni Stanisław, po drodze rozmawialiśmy z narciarzami biegowymi i turystami, którzy chcieli zrobić sobie z naszą ekipą zdjęcie. Na samej kopalni nie zabawiliśmy zbyt długo, po prostu nas stamtąd wywiało. Po kolejnej krótkiej wspinaczce dotarliśmy do głównego celu drugiego dnia wycieczki, zielonego szlaku w stronę Rozdroża. Znów trafił nam się nieprzetarty szlak, na którym rowery pokazały na co je stać. Śnieg wygładził nierówności terenu i jazda w dół, zamiast haratania, była dużą przyjemnością. Na Rozdrożu Izerskim czekał nas kolejny, dwukilometrowy podjazd, ale zaraz po nim mieliśmy przez sobą 10! kilometrów zjazdu Drogą Górnokwisową. Po nim wystarczyło tylko wspiąć się do miejsca, z którego wystartowaliśmy dzień wcześniej.
Podsumowując, w dwa dni przejechaliśmy łącznie około 60 km, co w zimowych warunkach było nie lada osiągnięciem. Rowery spisały się na medal, pokazując, że zostały stworzone do jazdy po śniegu, a uczestnicy wycieczki byli bardzo zadowoleni z tych dwóch dni kręcenia, wymieniali się doświadczeniami i od razu zapowiadali swoją obecność na kolejnych edycjach Pojeżdżawek i Wycieczek.
Ze swojej strony chcielibyśmy podziękować wszystkim uczestnikom, za dobry humor, świetną atmosferę i duże zgranie. Dziękujemy również właścicielom Schroniska na Stogu Izerskim za profesjonalną obsługę i przechowanie rowerów oraz obsłudze technicznej kolejki gondolowej.
Tekst: Dariusz Dąbrowski
Zdjęcia: POMBA, Paweł Czekierda, Paweł Chełstowski