Ludzie, kwiaty, zabytki i trasy
To już drugi artykuł z serii Rowerem po Izraelu i omówimy w nim odwiedzone przez nas miejscówki w północnej części Izraela. Jeśli umknął Ci pierwszy i potrzebujesz informacji ogólnych, kliknij w link obok – Wakacje MTB pełne słońca.
Śródziemnomorska północ
Północ mamy zjeżdżoną najmniej, a powodów jest kilka. Po pierwsze klimat wydawał się nam najbardziej znajomy – zbliżony do cieplejszych zakątków Europy, więc nie ciągnęło nas tam aż tak; po drugie w okresie w którym bywamy w Izraelu (styczeń-kwiecień) często tam pada; a po trzecie patrz punkt drugi. A tak serio po trzecie, to jest tam duże zagęszczenie mieszkańców i atrakcji turystycznych, więc wydawał się nam zbyt zatłoczony na wakacje. Ale na pewno osoby, które nie tylko chcą jeździć, ale też sporo zwiedzać, odnajdą się tam bardzo dobrze. Zabytków co nie miara, pięknej przyrody też, a tras multum o różnych poziomach trudności. Pętelki są raczej małe, więc można je łączyć z inną aktywnością, a jeśli chcesz jeździć cały dzień, to po prostu zrób ich kilka. No i znajdzie się tutaj zarówno coś dla początkującego jak i totalnego hardcora.
Nam z tego regionu najbardziej w pamięci zapadł Nazaret – bardzo ciekawy turystycznie i kulturowo (nie jest to miasto żydowskie, tylko arabskie), a traski też były bardzo przyjemne. Łatwe, ale ciekawe – gładkie, kręte i bardzo wąskie, z dużą ilością dropów na płaskie. W mieście polecamy nie ograniczać się do zabytków z przewodnika, ale starać się wczuć w panującą atmosferę.
Przy tym zaznaczamy po raz kolejny, że ten obszar mamy najmniej objeżdżony, więc planując lepiej poszukać opisów w innych źródłach. Pewnie nie bez przyczyny większość izraelskich rowerzystów jeździ akurat tam. Wiadomo, częściowo dlatego że mają tam bliżej i cierpią na wieczny niedosyt lasów i zielonego (które akurat tam są), ale na pewno ma to przełożenie na trasy. W roku 2020 akurat właśnie w tym regionie miały się odbyć eliminacje EWS (na pierwszych oficjalnych trudniejszych trasach), więc powinno być gdzie się wyszaleć. Mieliśmy sprawdzić osobiście, ale korona-szaleństwo zamknęło nas w innym regionie, pozostaje więc to na naszej liście To do.
Tel Aviv i okolice
Tel Aviv zdecydowanie warto odwiedzić jako miasto, zarówno turystycznie jak i na zakupy. Zwłaszcza jak ktoś ma dosyć sieciówek i szuka jedynych w swoim rodzaju produktów z małych sklepików. Albo chce spróbować swych sił negocjacji na prawdziwym targu/bazarze. Do tego jak na takie duże miasto (mamy wrażenie, że połowa Izraela mieszka w Tel Avivie albo jego okolicach), pełne jest klimatycznych miejsc – parków, bulwarów i innych. Do naszych ulubionych należą okolice Jaffa, mamy tam nawet swoją ulubioną piekarnię.
Duża ilość mieszkańców w i przy mieście ma swoje plusy pod kątem rowerowym – ponieważ sporo z tych ludzi złapało bakcyla, to w prawie każdym większym miejscu zielonym znajdzie się trasy dedykowane MTB. Są one w większości płynne i łatwe, więc jeździ się po nich przyjemnie. Jak ma się lot do domu wieczorem to nawet da się pojeździć rano, wykąpać się i spakować, i potem dotrzeć na Ben Gurion na dwóch kółkach. Wiemy, bo oczywiście testowaliśmy.
Najbliżej lotniska jest las Ben Shemen z duża ilością tras oraz dodatkowymi paroma pętelkami, na które trzeba kawałek przetransferować szutrami. Nam właśnie te satelitarne trasy przypasowały tam najbardziej, głównie ze względu na ciut mocniej terenowy charakter. Jednak sam Ben Shemen przyciąga ludzi. Byliśmy tam w wyjątkowo gorący jak na połowę maja weekend (powyżej 40), a i tak samochodów i budek z jedzeniem było tyle, że można było pomyśleć, że się trafiło w środek dużej rowerowej imprezy.
Jeśli lotnisko nie musi być aż tak blisko, lepiej się jednak przejechać do Canada Park. Z tych dwóch miejscówek nasi lokalni znajomi zawsze wybierali tą drugą, nawet gdy dojazd autem był dłuższy. Łatwo ich zrozumieć – więcej przewyższenia i bardziej urozmaicone ukształtowanie terenu stwarza większe możliwości. Dzięki temu traski w Canada Park są bardziej widokowe, zróżnicowane, a przez to po prostu ciekawsze. Znajdzie się tam zarówno coś łatwiejszego jak i większe wyzwania, choć bez miejscowych raczej trudno na nie trafić bez długiej rozkminy nad mapą.
Jerozolima i okolice
Jeśli ktoś już rozważał wyjazd do Izraela, to raczej zawsze na jego liście „must see” znajdowała się Jerozolima. Jest to jedno z tych miejsc, które po prostu trzeba odwiedzić, obojętnie z jakiej wewnętrznej potrzeby. Jedyne co, to zalecamy lokalnego przewodnika, najlepiej takiego nie do końca oficjalnego – zdecydowanie lepiej nakreśli sytuację polityczną i ogólne wrażenia z życia w takim mieście.
No i tylko z lokalesem da się pojeździć ostre enduro bez wyjeżdżania z miasta, a jeszcze ostrzejsze po jego okolicach. My przetestowaliśmy te pierwsze i najbardziej nas bawił kontrast między podjazdami a zjazdami. Podjazdy stricte miejskie, po chodnikach przy dość ruchliwych (jak to w miastach) drogach, a zjazdy schowane w przypadkowych plamach zieleni były takie, że nawet EWS by się ich nie powstydził – hardcore po kamieniach, dropy (i to takie solidne). I tak zrobiliśmy parę pętelek, każda 200–300 m przewyższenia. Taką jazdę po mieście to rozumiemy!
Z przewodnikiem polecamy też największy jerozolimski klasyk, czyli Sugar Trail. My mieliśmy go w planach na każdym (rowerowym) wyjeździe, ale trzy razy coś nam wypadało, dopiero za czwartym się udało. Czekanie się opłaciło – trafiliśmy na niesamowity warun, wszystko zakwitło. Normalnie jest to najbardziej wysunięte na północ Izraela miejsce, gdzie można już poczuć smak pustyni, ale jeszcze nie jest zbyt trudno technicznie. My od jazdy pustynnej zaczęliśmy pierwszy izraelski wyjazd, więc tą potrzebę mieliśmy dawno spełnioną. A tak mieliśmy frajdę z oglądania reakcji naszego przewodnika, który dzięki kwiatkom bawił się na trasie równie dobrze jak my, mimo że bywa tam z klientami bardzo często. W końcu Sugar Trail to najczęściej opisywany izraelski szlak w zagranicznych mediach, więc wszyscy o niego proszą. Taka popularność nie zawsze jest zasłużona, ale w tym przypadku polecamy przynajmniej raz tam zajechać i to z kilku względów.
Po pierwsze, jest bardzo ciekawy turystyczne – w całości na terenie Autonomii Palestyńskiej, więc można na żywo zobaczyć gorące tematy z mediów: granicę, mur, osiedla izraelskie. Nasze wrażenia – na żywo nic nie jest tak czarno białe jak w mediach, a konflikt wydaje się tkwić pomiędzy politykami, a nie zwykłymi ludźmi. Po drugie Sugar Trail daje dużo przyjemności z jazdy i ma kilka wersji, więc można wybrać coś pod swoje preferencje/umiejętności – wersję dłuższą lub krótszą, bardziej lub mniej techniczną. Po trzecie sporo przewyższenia można przyshuttlować. No i po czwarte kończy się prawie przy Morzu Martwym, które jest samo w sobie atrakcją.
Ważne jednak, żeby na tą trasę wziąć lokalnego przewodnika – lepiej wprowadzi w panującą sytuację, dobierze trasę pod ciebie, dogada się z lokalesami i załatwi ewentualny transport.
Czytaj więcej
Tyle w skrócie odnośnie miejscówek ma północy kraju, o południowych znajdziesz w trzecim, ostatnim artykule z serii Rowerem po Izraelu – Pustynny raj MTB.