Niektórzy mówią, że Madryt leży pośrodku niczego i nie zasługuje na miano stolicy Hiszpanii. Ale my dokładnie wiemy dlaczego ją przeniesiono właśnie tam – żeby powstało lotnisko, z którego niedaleko jest w Sierra di Guadarrama. Dzięki temu, gdy polskiego rowerzystę najdzie nagła ochota pojechać w świetne, ciepłe góry, nie musi jechać autem te 2,5-3 tysiące kilometrów, może po prostu wsiąść do samolotu. My wprawdzie tego nie zrobiliśmy, ale jak najbardziej doceniamy taką możliwość. Zwłaszcza że te góry i te trasy zajęły stałe miejsce w naszych sercach.
Bliskość dużego miasta sprawia oczywiście, że region ten jest gęsto zamieszkany i aktywny turystycznie. Ci którzy nie lubią mieszkać w mieście uciekli tu od hałasu, a mieszkańcy Madrytu lubiący aktywnie wypoczywać wpadają tu co weekend. Choć trzeba przyznać, że na szlakach tłoku nie odczuliśmy – może poza tymi najbardziej obleganymi przy asfaltowych przełęczach. Ale na pewno dla kogoś, kto chce od ludzi odpocząć bardziej polecamy z hiszpańskich miejscówek Zona Zero (więcej tutaj).
Sierra di Guadarrama charakterem bardzo przypominają Karkonosze, tylko wyższe (najwyższy szczyt 2592 m n.p.m.) i z cieplejszym klimatem. Poza tym mamy to samo: kilka pięter roślinności, surowe skaliste szczyty z gołoborzami, fazę przejściową pełną kosodrzewiny i wielkich bloków skalnych, a w dole sielskie lasy dębowe. I granit, granit, granit. Gdyby nie fakt, że widać po roślinności, że temperatury przez cały rok są wyższe niż w naszych górach, myślę że na zdjęciach nie dałoby się odróżnić tych dwóch miejsc.
Może właśnie dlatego, że wydawały się nam takie podobne (tylko cieplejsze) przez cały czas czuliśmy się tam wakacyjnie zrelaksowani. Jedynie dawka adrenaliny na kilku stromych odcinkach w dół wybudzała nas z tego wrażenia sielanki. Poza tym szlaki pięły się łagodnie w górę i w dół i śmigało się po nich po prostu cudownie. Podobnie jak w Zona Zero były to szlaki w większości naturalne, nie budowane specjalnie z myślą o rowerzystach. To oczywiście skutkowało kilkoma zbyt stromymi sekcjami w górę i w dół, ale nie było ich wiele.
Nie udało nam się spróbować wszystkich ścieżek, bo byliśmy tam jedynie jeden dzień. Niby jest prawdopodobne, że wybraliśmy najlepszą trasę w okolicy, a reszta się do niczego nie nadaje, ale z tego co widzieliśmy ryzyko jest małe. Wszystkie ścieżki które mijaliśmy wyglądały równie kusząco jak nasze. Żałowaliśmy tylko, że nie mamy już siły i nie zdążymy zobaczyć wszystkiego. A jest z czego wybierać, bo każdy zjazd może mieć potencjalnie 1200 m przewyższenia.
Sierra di Guadarrama są tak super, że za dużo zdjęć stamtąd nie mamy. Tak nam się podobało, że każdy pretekst dobry, żeby tam wrócić. Czuliśmy się tam jak w domu, a po trasach śmigało się świetnie. Żałowaliśmy, że nie mogliśmy zostać tam na dłużej.