Mamy koniec stycznia, w górach sypie śniegiem i na rower jest go chwilowo za dużo, można tylko planować wyjazdy do ciepłych krajów albo wspominać zeszłoroczne. Z tymi ostatnimi (poza świetnymi trasami oczywiście) najbardziej mi się kojarzy gadżet, który uważam za najlepszy zakup 2016. Praktycznie bez niego na rower nie wychodzę, zwłaszcza gdy temperatura na dworze nie rozpieszcza. Co to takiego? Kubek termiczny.
Skąd w ogóle potrzeba zabierania czegoś takiego na rower. No cóż – co tu dużo mówić – głównie przez charakter naszej roboty. Prowadząc szkolenia trochę na rowerach jeździmy, ale głównie stoimy. I gadamy. Jaki jest efekt? Bardzo łatwo się wychłodzić. Jeździć trzeba na lekko, żeby się nie przegrzać, a nawet jak się ubieramy na postojach, to po godzinie i tak się robi zimno. Łyk ciepłej herbaty sprawdza się dużo lepiej, a przy okazji pomaga na zmęczone gardło.
Próbowaliśmy się już bawić w termosy, ale to się w ogóle nie sprawdzało. Wyciągnięcie i nalanie do kubka się długo trwało, zwłaszcza że w międzyczasie trzeba było coś pokazywać rękami uczestnikom szkolenia. Za to dobry kubek termiczny sprawdza się świetnie – wyciągasz, pijesz, odkładasz i możesz mówić albo jechać dalej.
Dla instruktora coś takiego jest praktycznie niezbędne. O czym najlepiej świadczy, że w ekipie mamy już ich trzy. Najpierw Michał kupił jeden głównie z myślą o aucie. Ja go pooglądałam i sprawdziłam jak działa i stwierdziłam, że chcę taki na rower. A Maciek nam z nich podpijał na szkoleniach i w końcu doczekał się swojego pod choinką. Podejrzewam, że na szkoleniach będziemy z nich korzystać nawet latem.
A jak już zaczniecie z niego korzystać i przyzwyczaicie się do tego uczucia, jakie się rozchodzi po ciele po łyknięciu gorącej herbaty w jakimś zimnym przysłowiowym nigdzie… To już się bez niego w chłodne dni na rower nie ruszycie.
Jednak przed zakupem trzeba zwrócić uwagę, żeby wasz kubek miał kilka funkcji niezbędnych na rowerze. Przede wszystkim jego zamknięcie powinno być tak zaprojektowane, żeby płyn się z niego nie wylewał, nawet gdy kubek upadnie czy będzie do góry nogami. Pić powinno się z niego wygodnie i szybko. Żadnego odkręcania, zakręcania i trzymania kilku rzeczy jak w przypadku klasycznego termosu. Nasze kubki mają po prostu duży przycisk. Jak się chcesz napić, wciskasz go i pijesz. Nic prostszego.
Kolejnym ważnym elementem jest blokada, która zabezpieczałaby przed przypadkowym wciśnięciem przycisku w plecaku. Dzięki temu nie trzeba się martwić, że nam zaleje zapasowe ciuchy czy portfel.
Długość trzymania temperatury można już wybrać według upodobań. Jak ktoś wychodzi na krótko lub nie lubi gorących płynów, to nie będzie potrzebował tu wysokich parametrów. Nasze kubki trzymają ciepło przez 4 godziny, co uważam za idealne rozwiązanie na wyjście na rower, krótką wycieczkę pieszą, czy załatwianie rzeczy na mieście. Z kolei jeśli potrzebuję herbaty na zaraz do auta, po prostu zaparzam ją w zwykłym kubku, a później przelewam do termicznego. Wtedy można pić od razu po ruszeniu spod domu.
Podsumowując, jest to naprawdę świetny gadżet na rower. Pije się z niego wygodnie, szybko i nie ma ryzyka, że się rozleje w plecaku. Idealne na zimniejsze dni, gdy woda z bukłaka potrafi ci zamrozić przełyk. I nie trzeba się męczyć z błotem na ustniku piękną polską mokrą późną jesienią.
Oczywiście nie jest to gadżet tylko na rower. W końcu zaprojektowany był do używania w aucie i sprawdza się tam świetnie. Ja go tak naprawdę zabieram wszędzie – na rower, do auta, idąc w teren znaczyć trasy, czy nawet wychodząc do miasta na dłuższy czas. Wszędzie można się cieszyć rozgrzewającą herbatką i nie trzeba polegać wyłącznie na pogodzie.