Rejon Sobrabre jest to jedno z lepszych miejsc do jazdy na rowerze górskim, w jakim byliśmy. Niektóre szlaki prowadzą przez Sierra de Guara National Park, inne przez otulinę Ordesa National Park. Co to oznacza? Dużo gór z niesamowitymi widokami.
Siedziba sieci tras Zona Zero znajduje się w średniowiecznym miasteczku. Ainsa położona jest w sercu Pirenejów i oferuje niesamowite widoki, mocną, tanią kawę, szereg usług specjalnie dla rowerzystów, no i oczywiście świetne trasy. Nie jest więc dziwne, że mimo małej ilości mieszkańców na ulicach widać pełno rowerzystów. Jednocześnie jest to na tyle dobrze zorganizowane, że tłoku na trasach zdecydowanie nie ma. Na wycieczkach nie spotkaliśmy prawie nikogo.
Mapę tras można znaleźć w Internecie na oficjalnej stronie sieci (link). W miasteczku są również dwa punkty informacyjne, w których można dostać wersję papierową. Jedyny minus – nie zawsze mają dostępną wersję po angielsku i tylko w jednym z nich można porozmawiać w kimś, kto jeździ na rowerze. Ale nawet gdy nie mogą się podzielić swoimi doświadczeniami na dwóch kółkach starają się być pomocni – nas bardzo miła pani odesłała do jednego z twórców sieci. Można go znaleźć w lokalnym Intersport-cie, który nieco zaskakuje. Z zewnątrz wygląda na zwyczajną sieciówkę, a w środku skrywa skarby, które trudno dostać w sklepach rowerowych w Polsce. Na tyłach sklepu jest również serwis rowerowy.
W sklepie dowiedzieliśmy się jak najlepiej korzystać z mapy sieci. Przedstawia ona 20 pętli zaczynających się w różnych częściach Ainsa. Pętle mają określone poziomy trudności (od cross-country po enduro), ich długość wacha się od 11,4 do 64,2 km, przy części z nich są również zaproponowane alternatywne opcje. Lokales nas przestrzegł, że nie należy ślepo wierzyć w przydzielone trudności tras, ponieważ nie oceniają jedynie trudności technicznych, ale też aspekt kondycyjny. Przez co część łatwych tras jest „przeceniona“ przez stromy podjazd, a część trudniejszych odcinków jest „niedoceniona“ przez łagodne nachylenie odcinka pod górę.
Oczywiście tras jest więcej niż te na mapie, część z nich jest nawet oznaczona w terenie. To jest duży plus tego miejsca – cały czas się rozwija. Zaczynali w 2011 roku z 13 oznaczonymi trasami i co roku otwierają nowe. We wrześniu 2015 gościli nawet EWS. Dla ciekawych nazwa sieci – Zona Zero – jest związana z faktem, że przez obszar, na którym są trasy, przechodzi południk zero.
My się zdecydowaliśmy na przetestowanie kilku opcji czerwonych oraz oczywiście spróbowanie się trasą EWS. Mimo że był to tylko ułamek tras, wnioski były jednomyślne – wszyscy chcemy tam wrócić. Dla nas to była esencja Enduro – idealne proporcje hardcore’ów do singli, pod górę nie tylko asfalty i szutry, ale też wąskie ścieżki, przeprawy przez rzeki, piękne widoki, ciekawa fauna i flora, malownicze wioski. I wszystko to w palącym słońcu. Trzeba przyznać, że trasa EWS potrafiła nieźle człowieka zmielić, zwłaszcza na początku sezonu.
Trasa EWS należała do tych trudniejszych – działo się na niej naprawdę dużo. Czerwonych opcji spróbowaliśmy trzy – na mapie numery 4, 6 i 13. I wśród nich zdecydowanie widać niezbyt adekwatne przydzielanie poziomów trudności. Mimo że wszystkie są czerwone, 13 była zdecydowanie prostsza technicznie. Trochę za dużo było na niej asfaltów i szutrów (i to nie tylko na podjazdach), a zjazd ścieżką był stosunkowo krótki i zdecydowanie łatwiejszy technicznie od tych na 4 i 6. O ile tamte można już spokojnie określić jako Enduro, numer 13 to już trasa All mountain.
Wszystkie z tras (nawet te łatwiejsze) mają charakter naturalny. Po prostu zostały oznaczone ścieżki, które świetnie się nadawały pod rower. Gdzieniegdzie może poprzestawiali parę kamieni, żeby było mniejsze ryzyko złapania kapcia i to wszystko. Wiadomo, przez to nie wszystkie podjazdy i zjazdy szanują wysokość – są strome – ale dzięki temu trasy oddają surowy charakter okolicy, który nie wybacza słabości i wzmaga czujność. A jazda po nich ma charakter przygody – zwłaszcza przekraczanie rzek w bród.
My byliśmy w Ainsie od 2 do 4 kwietnia i trafiliśmy z pogodą idealnie. Wcześniej padało, my mieliśmy palące słońce. W ciągu dnia przypiekało dość mocno, więc było gorąco, ale rano i wieczorem było zimniej. Nocą nawet spadało do kilku stopni. Do jazdy takie warunki były super, choć ciekawi nas jak bardzo się to nagrzewa w środku lata.
Podsumowując, Zona Zero jest zdecydowanie godna polecenia. Spokojnie można tam pojechać na dłużej i codziennie jeździć po czymś innym. Trasy są zróżnicowane, więc na pewno nie będzie nudno. Do tego miejscowość jest malownicza, dużo noclegów jest przystosowana do potrzeb rowerzystów, a w lokalnym sklepie rowerowym dostaniesz wszystko, czego potrzebujesz. Jeśli chcecie zobaczyć coś więcej niż zdjęcia – zapraszamy na stronę sieci.