To że wszyscy wyciągają ze strychu narty i inne sprzęty zimowe wcale nie znaczy, że rower powinien samotnie stać w szopie. Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy – ile śnieżnych dni mamy teraz w naszym klimacie? Stok naśnieżą, ale górskie szlaki mogą liczyć tylko na naszą zmienną aurę, trzeba korzystać póki jeszcze czasem sypnie śniegiem.
Po co rowerem po śniegu? Żeby złamać rutynę, nadać innego wymiaru oklepanej ścieżce za domem, przeżyć coś nowego. W końcu właśnie po to jeździmy na rowerze, a przynajmniej ja. Zimowa wycieczka potrafi dostarczyć tyle wrażeń, co tygodniowy wypad w super miejscówkę rowerową, a prawie nic nie kosztuje i zajmuje mniej czasu. Ja na przykład nie mam i czasu i pieniędzy latać co weekend po najlepszych światowych miejscówkach, więc korzystam z tego, co mam koło domu.
Gdy śniegu jest niewiele, można jeździć właściwie wszędzie, ale różnica w prowadzeniu roweru jest tak naprawdę niewielka. Trochę bardziej ślisko i wszystko jest białe. O wiele ciekawiej robi się przy warstwie ok. 20 cm, najlepiej oczywiście puchu. Grubsza warstwa albo mokry śnieg już zatrzymuje rower, nawet na zjeździe. Przy 20 centymetrach można się świetnie bawić balansem ciała, ślizgać i ogólnie szaleć, bo nawet jeśli upadniesz, to na śniegową poduszkę.
Inną kwestią jest jeszcze dobór trasy. Ja mieszkam w Świeradowie-Zdroju i mamy tu kilka zjazdów, które mają wysoki potencjał śnieżny. Ich wspólny mianownik – stosunkowo szybki podjazd i w miarę stromy zjazd, jak najmniej trawersu. Czemu? Bo nie ma gwarancji, że ktoś go nam przetrze, a o ile podchodzić do góry zimą nie głupio, to prowadzenie po płaskim potrafi już zirytować. Oczywiście idealnie byłoby wyteleportować się na górę odśnieżonym podjazdem (“na biało” albo posypanym piaskiem; sól potrafi błyskawicznie wykończyć wszystkie obracające się części), ale nie zawsze się da. Podobnie z gondolą, czy chociażby podwiezieniem przez kolegę. Trzeba się liczyć z przysłowiowym butem na samą górę.
Jest to może nudne, ale dla dobrego zjazdu naprawdę warto. Albo dla min zabłąkanych narciarzy, których mijasz podchodząc. Tak, naprawdę jest to możliwe – np. trasa narciarska spod Górnej Stacji Gondoli w Świeradowie ma stromy pierwszy odcinek, który mniej objeżdżeni omijają przysypanym śniegiem asfaltem prowadzącym ze Świeradowa na Stóg. I mijając mnie mówią, że to ja jestem szalona…
Wracając do najważniejszego, czyli zjazdu. Dlaczego powinien być stromy? Ponieważ śnieg, nawet najbardziej puszysty, znacznie zwalnia rower. Jest to fajne – możesz ćwiczyć jazdę w pełnym chwycie i nie wejdziesz w naddźwiękową, ale na mniej stromych odcinkach potrafi zatrzymać. Za to jeśli masz w okolicy stromy, trudny technicznie zjazd, którego boisz się próbować latem, w śniegu jest na to super okazja. Nie dość, że nie będziesz ostro przyspieszać, to dodatkowo śnieg wygładzi nawet największe uskoki. Wiadomo, że nie jest to ten sam wyczyn co latem, ale w głowie już zostaje, że masz to zjechane, więc łatwiej się przemóc. No i przede wszystkim to świetna zabawa – rower w śniegu zachowuje się zupełnie inaczej, a puch wszystkie nieudane próby wybacza.
A próbować przecież trzeba, bo jak nie spróbujesz, to się nie nauczysz. Jazda w śniegu uczy radzenia sobie z poślizgiem, trudnymi warunkami, obserwowania zmiany w przyczepności i patrzenia świeżym okiem na każdy szlak. Dzięki temu będziesz przygotowany na każde warunki i bardziej czujny na zmiany. Napewno sprawi to, że nagły atak zimy podczas wypadu w Alpy stanie się przyjemnością, a nie przeszkodą.
Polecam to zwłaszcza tym, którzy tak jak ja, nie bardzo ufają śliskim/sypkim nawierzchniom. Śnieg tak mi zmienia obraz świata, że jazda po nim wydaje mi się czymś zupełnie kosmicznym. Zazwyczaj bardzo się przyglądam detalom trasy, co jest zresztą złym nawykiem, z którym walczę. W śniegu detali w ogóle nie widać, tylko biały tunel między drzewami – jest to świetna szkoła patrzenia daleko. Ogółem jazda w puchu to świetne doświadczenie, tona zabawy i okazja do wyrobienia skilla. Widzisz że warun jest dobry – odwieś na dzień narty i spróbuj poślizgać tylnym kołem na zjeździe. Zabawa gwarantowana!