Sezon zimowy 2021/2022 w Górach Izerskich powoli się kończy, co łatwo poznać po pustych stokach narciarskich. W moim telefonie pozostawił po sobie głęboki ślad – multum ujęć górskich wschodów słońca upolowanych na rowerze. Z kolei na szczytach nadal widać jego obecność po ilości śniegu, której nawet wyjątkowo mocne z tym roku marcowe słońce nie zdołało wyparować. No i kwiecień coś jest za bardzo przysłowiowy, i to z naciskiem na przeplatanie zimą, więc tak zupełnie o jeździe po śniegu nie można jeszcze zapomnieć. Może to i dobrze, bo mi osobiście bardzo dużo ona dała.
Pierwsze co przychodzi do głowy, to że nigdy nie byłam w tak dobrej formie o tej porze roku. Nie odczuwam standardowego zmęczenia zimą, ale bardziej niespożytą energię do działania. Chociaż to też może trochę dlatego, że z polowania na wschody zostało mi picie matcha. Tak czy inaczej, power jest, i to trochę inny niż po jakimkolwiek zimowym/wiosennym wyjeździe. Zazwyczaj kończyły się one poprawą kondycji i rozjeżdżeniem po hardcore-ach. Po 2 miesiącach w Izraelu byłam tak wyjeżdżona, że nawet nie chciało mi się iść na rower, co może aż tak dobre nie było… Po przeszło 3 miesiącach jazdy po śniegu mam power i jestem głodna jazdy. Jak nie pójdę na rower to mnie mięśnie swędzą.
Drugie to przesunęłam swoje własne granice tego, co można w dół. Zeszłoroczne strome stało się płaskie, precyzja linii mi wzrosła znacząco, podobnie z resztą jak kontrola hamowania. A codzienne uślizgi w bok kół na nieprzyczepnej nawierzchni pozwoliły je zaszufladkować jako normalność, wyrobić odruchy korygujące i zapomnieć że kiedyś potrafiły wybić z rytmu. Ogólnie różnicę widać wszędzie, może poza bardzo kamienistymi odcinkami, które w większości nadal czekają na lato pod białą kołderką.
Trzecie – udowodniłam sobie że da się wyprzedzić osoby jeżdżące dłużej ode mnie. Niby nie po raz pierwszy, ale moja głowa jakoś o tym zapomina jak widzi trudną sekcję w dół, więc trzeba jej to brutalnie przypominać. Chcesz wyprzedzić osoby, które jeżdżą teraz lepiej od Ciebie? Proste, musisz tylko jeździć więcej od nich. I w różnych warunkach. Potem nie dość, że lepiej czytasz trasę, to jeszcze jest ona bardziej oswojona i jedzie się nią pewniej. A z pewnością siebie przychodzi stabilność jazdy i lepszy czas.
Czy dostrzegam jakieś minusy jazdy po śniegu? Na pewno trzeba uważać, żeby nie nabrać odruchu odchylania do tylu, co czasem kusi w śniegu. Poza tym trochę rozpuszcza jeśli chodzi o mycie roweru – było konieczne tylko jak wchodził na serwis. Roztopy pokazują że wiosną tak zdecydowanie nie będzie… No i ostatnie – sprzęt się zużywa bardziej niż podczas jazdy powyżej zera. Ale ja osobiście wolę to niż żeby kurz zbierał.
Wiadomo, jazda po śniegu nigdy nie będzie dla wszystkich – zmarzluchów nawet namawiać nie próbuję. I jak ktoś nie chce inwestować w telefon z dobrym aparatem, odradzam też polowania na wschody/zachody słońca – robienia zdjęć trudno sobie odmówić, a potem się psioczy na kaszę i flary…
Na koniec dodatkowo parę wskazówek do jazdy w roztopach, jakby ktoś jeszcze teraz się skusił na spróbowanie się ze śniegiem. W dolnych partiach już zupełnie zniknął, więc trzeba atakować wyżej. Jak będzie powyżej zera to trzeba się liczyć, że nie będzie podjeżdżał, bo będzie białe slushie. Jeden dzień na minusie też nie wystarczy, by nawierzchnia stwardniała, gdy wcześniej długo był plus – rozgrzane potrzebuje dłuższego czasu mrożenia. A na szlakach w dół (przynajmniej tych w Górach Izerskich) wychodzą już kamienie, więc łatwo nie jest. Choć najbardziej ryzykowne są mosty śnieżne nad wodą – coraz cieńsze, więc strach atakować… No i przy dużym plusie śnieg wyparowuje, ale przy małym topnieje, czego konsekwencją jest podciekanie tras wodą.
Ogólnie warunki teraz są jedne z trudniejszych jakie można wylosować. Ostatni weekend – 5-10 cm świeżego puchu przykryło twardą pokrywę roztapiającego się śniegu, czyli nie wiesz na co trafią koła. Czasem to żywy lód, czasem jakaś koleina, a czasem nic, same borówki, bo już pokrywa tam stopniała. Koła szaleją, prosto jechać nie chcą, a ty nie wiesz co się dzieje… A przedeptanie też nie do końca pomaga – bo utwardzona trasa bez przerębli z zimowych 40 cm zawęziła się do roztopowych 15. Niby opona się mieści, ale jak dochodzi zakręt i lód… Z drugiej strony jak te warunki przetrwasz, to na lepszych będzie tylko łatwiej. Metoda klina zawsze skuteczna.
Tak to wyglądała moja zima na rowerze w tym roku. Mi się podobała, i to nawet bardziej niż się spodziewałam. Jazdę po śniegu polecam, jak nie w tym sezonie, to może w następnym. Nie kusi Was? To śmiało zapraszam w niższe partie gór choćby teraz – śnieg tam już zniknął, więc można spokojnie zacząć sezon rowerowy 2022.